AUDYTY ENERGETYCZNE GŁUPOTY
Wpisał: Alina   
14.02.2009.

AUDYTY ENERGETYCZNE GŁUPOTY
Autor: Alina 
Data:   18-09-08 http://forum.ojczyzna.pl/read.php?f=3&i=16946&t=16946
 Jak to dobrze czasem oderwać się od obowiązków. No prawie - tym razem, udało mi się dokształcić zawodowo. No może nie tyle zawodowo co przepisowo. Już któryś raz z kolei na wykładach dla ludzi zajmujących się procesem budowlanym omawiana była zmiana prawa budowlanego narzucająca obowiązek wykonywania audytów energetycznych. Oczywiście nie sens tego obowiązku, ale kto ma prawo wykonywać ten "dokument", jakie musi skończyć szkoły i kursa, oraz kto nie ma prawa wykonać audytu. Projekt "prawa" określa też co ma być policzone. Oprócz zdawałoby się logicznych strat ciepła, rocznego zużycia energii, pojawił się tam termin "ciepło metaboliczne". Dla kogoś spoza branży grzewczo-klimatyzacyjnej wszystko to wygląda niewinnie.
Dziennikarze odpowiednio napuszczeni już zawczasu urabiają przyszłe ofiary tego przepisu porównaniem budynku z pralką. Przecież każde urządzenie ma podaną klasę energetyczną, wiadomo ile zużywa energii. No niby racja. Tylko, że zużycie energii przez pralkę można zmierzyć w ciągu 1 cyklu prania przy pomocy małego miernika prądu, a ile energii trzeba zużyć do ogrzania budynku jest zależna od tylu warunków, że trzeba idioty, żeby to liczyć.
Trzeba koniecznie wiedzieć, że każdy budynek, który został zaprojektowany zgodnie z przepisami i normami (te od lat sprawdzają się w naszych warunkach klimatycznych) ma dobrany kocioł, węzeł cieplny, urządzenia wentylacyjne i klimatyzacyjne. Urządzenia są dobierane odpowiednio do strefy klimatycznej w jakiej znajduje się budynek. Polska norma określa 5 zimowych stref klimatycznych o różnych temperaturach obliczeniowych od -16 st.C na zachodzie Polski do - 24 st.C na północnym wschodzie i w Tatrach. Normy podają też wymagany współczynnik przenikania ciepła U (wcześniej k), z którego wynika grubość izolacji cieplnej ścian.
W projektach centralnego ogrzewania, wentylacji i klimatyzacji obliczane są dokładne straty i zyski ciepła każdego pomieszczenia w budynku. Każdy budynek, który ma projekt c.o. ma też podstawowy parametr budynku czyli obliczeniowe starty ciepła. W projektach podane są wszystkie grzejniki - jakie gdzie montować, jakie rury poprowadzić, żeby było ciepło i ekonomicznie.
I to jest zupełnie wystarczające do szczęścia. Szczególnie jak po uruchomieniu dobrze zaprojektowanej instalacji wszystko działa bez zarzutu.
Do czego jest audyt energetyczny budynku? Otóż - a mogę to łatwo udowodnić - audyt jest do niczego. Na kilkanaście audytów, z którymi musiałam się zapoznać żaden nie "trafił". Różnice miedzy startami ciepła określonymi w audycie, a tymi policzonymi w projekcie c.o. wynoszą od 30 do 200%. To przekracza technicznie dopuszczalny (branżowy) margines 5-10%.
Celem audytu wg pana urzędnika jest określenie klasy energetycznej budynku oznaczonej jakimiś tajemniczymi symbolami cyfrowo-literowymi. Nie wiem po co komu to porównywanie. Przecież budynek, dom, biuro kupuje się nie ze względu na zużycie energii!
Więc porównanie pralki z budynkiem to jak porównanie wielkości mózgu dziennikarza i urzędnika z mózgiem normalnego człowieka.
Ubawiło mnie "ciepło metaboliczne". Oznacza konieczność policzenia zysków ciepła od osób w pomieszczeniu, pewnie w zależności kiedy zjedli ostatni posiłek i ile wypili wody ognistej. Poza tym pominięty jest na razie problem gazów jelitowych użytkowników budynków. Gdyby tak zebrać te gazy i wykorzystać do spalania, jakie to będą kokosy. Tylko żeby było łatwiej wyłapać te gazy trzeba wydać następną nowelizację prawa budowlanego i zrobić mega-osiedle całkiem jak w "Seksmisji" Juliusza Machulskiego. Oczywiście budowanie czegokolwiek na powierzchni ziemi będzie zabronione.
Warto też będzie policzyć wzrost wydzielanego ciepła metabolicznego i gazów w zależności od zawartości grochu, cebuli i kapusty w potrawach podawanych w najbliższej knajpie.
Takie to poronione pomysły kocą się w głowach urzędasów, którzy konsumują nasze pieniądze. Jak widać przysiedli sobie rozumy i jeszcze tego nie zauważyli.
Kiedy nie wiadomo o co chodzi na pewno chodzi o pieniądze. Jest grupa entuzjastów audytów, którzy koniecznie chcą je robić, a jeszcze lepiej nie robić a uczyć robić, bo wtedy to już na prawdę można brać pieniądze bez wysiłku, bez odpowiedzialności. Nie mam nic przeciwko robieniu audytów - to ciekawe zajęcie jak ktoś nie ma nic pożyteczniejszego do roboty - jest jak rozwiązywanie głupawej krzyżówki - pod warunkiem, że jest to zajęcie DOBROWOLNE.
Do tej pory do zrobienia audytów zmuszani byli przez banki właściciele budynków wielorodzinnych, spółdzielczych, wspólnotowych, jeśli chcieli wziąć kredyt termo-modernizacyjny. Już to było mocno naciągane. Ale teraz ta zaraza ma być obowiązkiem każdego! Nawet właściciela mieszkania w bloku. Na szczęście audyty mają nie dotyczyć zabytków, bud. inwentarskich, szop, budynków sakralnych, i domów do 50 m2.
Koszt audytu wynosi od jednego do kilku tysięcy zł.
Wyobraźmy sobie na chwilę, że ten przepis już działa. Mam mieszkanie, chcę je sprzedać, mój blok nie ma audytu, a ja nie mam ochoty płacić 1 tys. zł za nic.
Idę do notariusza z chętnym do nabycia mojego mieszkania, a notariusz oznajmia nam: nic z tego bez audytu nie macie prawa do transakcji.
Czy jest to konstytucyjne? Nagle każde z nas zostało pozbawione prawa dysponowania swoją własnością! Tylko dlatego, że urzędnik nie wie jakiej klasy energetycznej jest mój lokal! A co go to g....obchodzi? I co to obchodzi unię?
Z całą pewnością opartą na doświadczeniu zawodowym stwierdzam, że wszyscy, którzy dążą do wprowadzenia obowiązkowych świadectw energetycznych budynków są albo idiotami albo malwersantami, czyli "lodziarzmi" jak nauczycielka Sawicka.
Idioci nie mają pojęcia o technicznych aspektach zagadnienia, nie mają pojęcia, że są ludzie, którzy oddają noworodka, żeby 4 starszych dzieci miało co jeść (jak w najkoszmarniejszych regionach 3 świata); że ludzie mieszkają w starych drewnianych domach bez wody i łazienki, że 1/4 dzieci nie ma co jeść, bo ich rodzice są bezrobotni, albo spłacają lichwiarski kredyt mieszkaniowy!
Lodziarze już się uczą robić audyty. Nawet poloniści i historycy. Teraz nawet Julia Pitera może zrobić audyt. Planowane zmiany mogą pozbawić ją tego prawa. Z audytów cieszą się audytorzy i administratorzy budynków - ci zawsze mogą dostać % od zlecenia. Inni mogą zdechnąć z głodu, byle moja kasa była pełna.
OBOWIĄZEK POSIADANIA ŚWIADECTWA ENERGETYCZNEGO BUDYNKU JEST NIEKONSTYTUCYJNY, NIEMORALNY, JEST SPRZECZNY Z INTERESEM POJEDYNCZEGO OBYWATELA I CAŁEGO SPOŁECZEŃSTWA, A WIĘC JEST SPRZECZNY Z INTERESEM PAŃSTWA.
Każdy, kto przyczyni się do wprowadzenia tego "prawa" powinien stanąć przed Trybunałem Stanu.    Alina

------------

Autor: Alina 
Data:   15-01-09

W "Naszym Dzienniku" o świadectwach energetycznych:
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20090115&id=po61.txt
Podsumowanie autora: "kto pierwszy ten lepszy" nie bardzo wiem czego dotyczy - czy tych co płacą, czy tych co robią.
Jest to jeden z najbardziej bezczelnych urzędniczych przekrętów sezonu 2008/2009.
Roczne zapotrzebowanie na energię cieplną i elektryczną budynku jest znane już po roku użytkowania - jako konkret. Po co więc właściciel ma płacić za tę "tajemną wiedzę" policzoną wg urzędniczych zaleceń? Wystarczy jak sam sobie to podzieli przez kubaturę budynku. Za zaoszczędzone pieniądze przeżyje w cieple następny rok.
Z niecierpliwością czekam, kiedy minister lub może prezydent zawróci to wariackie koło jednym dekretem i wycofa przepis o obowiązkowym sporządzaniu certyfikatów energetycznych budynku. Minister jest w stanie uratować honor, pozostawiając wolny wybór Inwestorowi lub Nabywcy.

Zmieniony ( 07.12.2009. )